Ale się zapomniałam z tym blogiem niemożebnie... Tyle się działo a ja nie miałam czasu nawet tego przemyśleć, co dopiero o tym pisać... Mój mały, wewnętrzny chaos, z którym zazwyczaj sobie radzę, rozprzestrzenił mi się na dom, uczelnię, pracę, rodzinę, i ogólnie wszystkie aspekty życia codziennego...
Długo mi zajęło, żeby zebrać siły do walki, ale chyba się udało, bo ogłosiłam wczoraj szeroko zakrojoną akcję pod kryptonimem "weź się w garść do cholery!" i mam zamiar nie ustawać w wysiłkach póki nie dojdę ze sobą do jakiegoś porozumienia. Więc trzymajcie kciuki dziewczyny i chłopaki:))) A co do szczegółów to wymyśliłam sobie taki oto plan:
1. Pozbyć się graciarni, która zabiera mi przestrzeń w chatce i powolnie acz skutecznie doprowadza do obłędu... Moje mieszkanie ma 24m i jak się okazało jest w stanie pomieścić tyle co niejeden magazyn wojskowy... Nie chcę być źle zrozumiana, bardzo wdzięczna jestem za wszystkie prezenty od wszystkich krewnych i znajomych królika , bo wiem, że chcieli lub chcą dobrze. Po prostu nie ogarniam już tej fali przedmiotów typu "każdy z innej parafii" zalewającej mnie odkąd mieszkam sama(od ubrań, firanek, obrusów począwszy przez kable, ustrojstwa, grzejnik, pojedyńcze naczynia nie od kompletu po meble). Jak się dostanie prezent to głupio odmówić, zwłaszcza jeśli daje go ktoś z rodziny. Ale kiedy jest on opatrzony komentarzem "kupiłem sobie nowe, lepsze,stare miałem sprzedać albo wyrzucić, ale ty taka biedna studentka, to pewnie ci się przyda"... To wtedy prezent przestaje nagle cieszyć. Są też przedmioty, którymi zostałam uszczęśliwiona na siłę - na przykład starym telewizorem, który włącze może raz na pół roku a jest wielki i zajmuje 1/3 ściany (bo przecież "telewizor musi być. Jak to, nie chcesz telewizora??")...albo meblami, które ani mi się podobają, ani sama ich nie wybierałam, ale "na razie niech stoi, potem sobie wymienisz"... Ech... Już słyszę te komentarze, kiedy w końcu zdobędę środki na przemeblowanie "Po co ci nowe meble, przecież tamte były dobre..."
...No więc zamierzam się 2/3 tego wszystkiego pozbyć. Jest to zajęcie bardzo terapeutyczne, wyzwalające, bo na przykład pozbywając się ciuchów w których nie chodzę i chodzić nie będę pozbywam się też głupich nawyków, na przykład przytakiwania za każdym razem kiedy jakaś ciocia zapyta "a masz jeszcze tą bluzeczkę w kropeczki którą ci dałam 3 lata temu? chodzisz w niej mam nadzieję?" Fakt, bluzeczka śliczna, tylko, że nieznoszę bluzeczek w kropeczki:)Serio, nie potrzebuję takiej góry przedmiotów. Potrzebuję rzeczy które znaczą coś dla mnie, a nie rupieciarni. Żyjemy ciągle w takim przeświadczeniu, że wszystko "może się przydać", żeby niczego nie wyrzucać, że gubimy w tym wszystkim własna indywidualność! Dzięki Bogu że się w porę opamiętałam w tym szaleństwie...
Właśnie zdałam sobie sprawę że nastukałam posta-giganta:) Nie wiem, czy gdybym rozwinęła dalsze punkty moich postanowień ktokolwiek dotrwałby do końca:) Więc może na dziś starczy. W bojowym nastroju zabieram się za porządki.
Buziaki dla wszystkich czytaczy!