poniedziałek, 29 listopada 2010
Lublin pod śniegiem
Dziś żeby dojechać na uczelnię czekałam na przystanku... 1 godzinę 40 minut... w drugą stronę nie lepiej... nawet miałam ambicje żeby z powrotem pójść na piechotę, ale zawieja była taka, że chybabym zabłądziła w śniegu... No i w rezultacie chyba mam gorączkę;( Na pocieszenie pozapisywałam się na Candy na wielu wspaniałych blogach. trochę hurtowo, ale proszę sobie nie myśleć, że ze mnie paera! Fakt, chciałabym wygrać jakiegoś cudownego przydasia, ale nie w tym rzecz. Chciałam się przywitać, zapoznać, dać o sobie znać. Może ktoś mnie odwiedzi? ;) Na wieczór pioseneczka zimowa:)))
sobota, 27 listopada 2010
W wigilię Świętego Andrzeja Spełniona została nadzieja Bogdaj to się sprawdziło Co się ongiś wyśniło...
W andrzejkowy wieczór tak się zdarzyło, że siedzę sama z kotem. Za oknem śnieżyca, ale nam razem ciepło w chatce na czubku świata... :) Wieczór dziś magiczny, więc:
-świece -> są.
-wino czerwone -> jest.
-klucz i gar do lania wosku -> jest
-magiczne dźwięki -> są. (Ishia. coś przecudownego...)
... a w oczekiwaniu na północ i rozpoczęcie wiedźmienia maluję sobie doniczki. Luna (moja kotka) się chyba nawdychała farby bo poszła spać grzecznie do koszyczka jak nigdy... ;)
magiczna noc... może mi też się wywróży ten jedyny wybranek? Choć po cichu liczę na to, że już go spotkałam. Dwa lata temu na imprezie andrzejkowej ulał mi się z wosku kształt, który do złudzenia przypominał kaczkę z otworkiem w środku w kształcie serca. A mija przyjaciółka Ela stwierdziła, że to jednoznacznie oznacza, że w najbliższym czasie spotkam "mężczyznę z wielkim sercem i wielkim ptakiem"... :))) hahhahahaha...:PPP oczywiście śmiechu było z tego dużo ,wiadomo. A dwa miesiące później poznałam mojego Malinowego Zbója, co serce ma doprawdy ogromne:) a jaki jest?
Wyrzuca śmieci
Z moich myśli
Zmywa naczynia
Co stały w mózgu
Już pół roku
Bierze moją głowę
W swoje zwyczajne ręce
Otwiera okna
Wpuszcza wiatr
- Oddychaj -
Mówi spokojnie
czwartek, 25 listopada 2010
z ostatniej chwili:)
siedzę sobie w mojej wieży na czubku świata,za oknem śnieży, słucham chińskiego chill out'u (tak, wiem, brzmi kosmicznie ale polecam! Zespół Shun-Ty (szanty:P)) i wycinam kółka ze starej zasłonki co jakby troszkę przypominała organzę. Próbuję zrobić broszkę w stylu tych z bloga 1001 pomysłów. Kto ten blog zna, ten wie, że jego autorka jest absolutną mistrzynią w wykonywaniu takich cudnych ozdóbek. Może mi też wyjdzie coś ładnego. A jak nie, to na pewno wyjdzie coś :))))
Zdjęcie z http://1001pomyslow.blogspot.com/2010/02/bukiet-kwiatow.html
Tak to powinno wyglądać, a co za tworek-potworek mi się urodzi to pokarzę następnym razem:) Pozdrawiam cieplutko wszystkich odwiedzających!
Zdjęcie z http://1001pomyslow.blogspot.com/2010/02/bukiet-kwiatow.html
Tak to powinno wyglądać, a co za tworek-potworek mi się urodzi to pokarzę następnym razem:) Pozdrawiam cieplutko wszystkich odwiedzających!
poczyniłam zakładki:)
Powędrowały na prezenty bez okazji dla rodzinki. Tata co prawda powiedział, że za grube i że na zakładki się nie nadają, ale ładne:) hmm... może faktycznie ma rację. Zszyłam 2 kawałki kanwy zawijając do środka a do środka włożyłam kawałek tekturki, żeby były sztywniejsze, no i faktycznie wyszły trochę grubaśne... To taki mój autorski pomysł był, ale następnym razem chyba wymyślę coś innego. Może podpatrzę jakiś system w blogowym świecie. A gdyby ktoś miał jakiś pomysł jak się ładnie zszywa zakładki to bardzo proszę o poradę:)))
środa, 29 września 2010
Mam internet!!! :)))
Strasznie długo się męczyłam z naprawa a komputer i tak ciągle się psuł. do tego jeszcze nałożyły się na siebie
1)malowanie
2)finisz na beznadziejnych praktykach tłumaczeniowych (o tym tez niedługo napisze, bo najwidoczniej muszę z siebie wyrzucić te "cieple" uczucia co do miejsca, gdzie spędziłam 3 ostatnie miesiące...)
3)kryzys ze Zbójem (na szczęście już po wszystkim!)
4)gigantyczny kryzys finansowy (na nieszczęście jeszcze trwa;( )
5)brak wakacji i ogólne przemęczenie
... i inne niemile rzeczy. Gdyby nie moja cudowna magiczna kotka to chyba dostałabym obłędu...
No i przez to wszystko nic nie pisałam. Ale już powoli wszystko wraca do normy, w związku z czym, jak tylko odnajdę mój aparat ukryty w jednym z wielu pudel mieszczących obecnie cały mój dobytek na czas malowania, to biorę się do wklejania zdjęć moich nowych wytworów - a jest tego całkiem dużo:) malowanie, kłopoty i inne - a raczki musza być zajęte:) Oprócz haftowania zaczęłam tez ostatnio dekupażować! nie są to prace na poziomie blogowych mistrzyń których strony mam w zakładkach i często przeglądam w poszukiwaniu inspiracji, ale początki są trudne, wiec się nie przejmuje:) Trening czyni mistrza:)))
1)malowanie
2)finisz na beznadziejnych praktykach tłumaczeniowych (o tym tez niedługo napisze, bo najwidoczniej muszę z siebie wyrzucić te "cieple" uczucia co do miejsca, gdzie spędziłam 3 ostatnie miesiące...)
3)kryzys ze Zbójem (na szczęście już po wszystkim!)
4)gigantyczny kryzys finansowy (na nieszczęście jeszcze trwa;( )
5)brak wakacji i ogólne przemęczenie
... i inne niemile rzeczy. Gdyby nie moja cudowna magiczna kotka to chyba dostałabym obłędu...
No i przez to wszystko nic nie pisałam. Ale już powoli wszystko wraca do normy, w związku z czym, jak tylko odnajdę mój aparat ukryty w jednym z wielu pudel mieszczących obecnie cały mój dobytek na czas malowania, to biorę się do wklejania zdjęć moich nowych wytworów - a jest tego całkiem dużo:) malowanie, kłopoty i inne - a raczki musza być zajęte:) Oprócz haftowania zaczęłam tez ostatnio dekupażować! nie są to prace na poziomie blogowych mistrzyń których strony mam w zakładkach i często przeglądam w poszukiwaniu inspiracji, ale początki są trudne, wiec się nie przejmuje:) Trening czyni mistrza:)))
czwartek, 5 sierpnia 2010
"Dom bez kota jest tylko mieszkaniem"
Od dwóch miesięcy jestem szczęśliwą osobą, bo wraz ze mną zamieszkuje KOT.
Kot odkąd pamiętam mieszkał u mnie, ale tylko w marzeniach. Był wielki, mądry, oczywiście czarny i miał na imię Limes. Był pierwszym bohaterem moich opowiadań. Taki niewidzialny kot na smutki. Rodzice o kocie nie chcieli słyszeć, więc snuł się za mną jak cień niewidzialny zupełnie, aż do momentu, kiedy spotkałam go na ulicy w Częstochowie.
Była noc, nie było nikogo, ja nie mogłam spać i spacerowałam snując się uliczkami bez celu. I wtedy spotkałam mojego niewidzialnego kota, któremu najwidoczniej noc nadała wreszcie formę i kształt. A może zawsze taki był, widzialny tylko w cieniu...Wszak od zawsze był to kocur magiczny.
Pamiętam, że dość długo siedzieliśmy na przeciw siebie na chodniku. On patrzył na mnie
ślepiami iskrzącymi w świetle latarni jak bursztyny, a ja łypałam na niego, spod kaptura naciągniętego prawie aż na brodę, bo była późna jesień i chłód dawał się we znaki. I tak siedzieliśmy bez słowa. A potem go zapytałam, czy nie przysłałby do mnie kiedyś jednego ze swoich kocich współplemieńców. Miauknął raz, władczo i potwierdzająco, po czym zniknął w noc.
http://moroka323.deviantart.com/gallery/
Czas mijał, a ja dalej czekałam na odwiedziny.
Rok później w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą pewna Cyganka powiedziała mi, że czarownica nigdy nie wybiera sobie czarownicy. To kot przychodzi wtedy, gdy jest już na to gotowa. Wzięłam sobie te słowa do serca i mimo, że inne jej wróżby :o bogactwie,o sławie i o pięknym blondynie nigdy się nie sprawdziły, co do tej zawsze miałam przeczucie, że jest prawdziwa.
Dwa miesiące temu dowiedziałam się, że kocica mojej przyjaciółki będzie miała młode. Na początku nie sądziłam, że dane mi będzie jedno z kociątek przygarnąć, bo ciągle pamiętałam słowa Cyganki o tym, że to kot przychodzi do czarownicy a nie odwrotnie. Wobec tego jak mogłam sobie kota po prostu wziąć? Albo wybrać? Powiedziałam: "Dobra, Elka, biorę kota, ale czarnego. I już." I faktycznie jeden spośród maluchów był czarny. No to pomyślałam, że to jest to. Wyposażyłam się we wszystkie niezbędne okołokocie akcesoria i pojechałam do Eli. A tam... a tam się dowiaduje że czarny już wybył, że go mama Eli wydała komuś i że nie ma. Za to była prześliczna, mała, pręgowana kocica, która na widok obcych najpierw uciekła i schowała się pod krzakami malin. Ciężko ją było stamtąd wyciągnąć, bo maliny, wiadomo, kapryśne stworzenia. Popatrzyłyśmy sobie w oczy i poczułam się tak, jak tamtej nocy na częstochowskim bruku. I wiedziałam,że to jest TEN KOT. Ani czarny, ani kot tylko kocica, ale właśnie taki jak ma być. I do domu wróciłysmy już razem.
Zbój zapytał mnie jak dam jej na imię. Odparłam, że nie mogę jej nadać imienia. Ona MA na imię LUNA.
A teraz buszuje po nocy, o 4 nad ranem poluje na moje włosy, mruczy mruczanki kiedy czytam... a kiedy zdarzyło mi się,że płakałam, to przyszła do mnie cichutko i łapką głaskała mnie po buzi tak długo, aż wszystkie łzy pospadały na podłogę...
http://m0thyyku.deviantart.com/art/little-guardian-92233646
"Dom bez kota jest tylko mieszkaniem". A ja nareszcie czuję,że mam dom.
Pierwsze dwa zdjęcia to Luna we własnej osobie. Zdjęcia robiłam sama, a że fotograf ze mnie marny, to nie mogą się porównywać z tymi na jakie natknęłam się na stronie deviantart (http://www.deviantart.com/). W obu przypadkach podałam galerie artystów, więc mam nadzieję, że nie pogniewają się za dodanie ich prac do mojego opowiadania...
środa, 4 sierpnia 2010
jak średniowieczne tapiserie
Widzę i oczom nie wierzę!
Co można zrobić z haftem krzyżykowym! Żadne banalne słodkie misie ani kolejna kwiatowa serweta, tylko już prawdziwe dzieła sztuki! Przypominają mi średniowieczne tapiserie nad którymi dwórki pracowały latami żeby ozdobić surowe kamienne ściany jakiegoś zamczyska (choć wzory to zdecydowanie późniejsze).
Zdjęcia pochodzą z bloga gazette 94 (http://gazette94.blogspot.com/). Wspaniałe miejsce do nacieszenia oczu (...zwłaszcza rano, gdy wszystko jest szare i smutne...) Można tam znaleźć i wzory do wyhaftowania i zdjęcia prac wykonanych przez różne zdolne panny - choć może i panów, tego nie wiem, wszystkich postów jeszcze nie przekopałam.
Ech, jak bym chciała być taką dwórką i sobie wyszywać śliczności całymi dniami...
Cosimo Tura i Francesco Cossa, Triumf Minerwy, freski około 1470.
jak dobrze wstać skoro świt... :)
"every girl needs her morning coffe before a day of wrecking ships and drowning men" ...
Jak dobrze wstać skoro świt i powolnie łykać gorącą inspirację o smaku waniliowej kawy...
Dawno już tak nie było i cieszę się, że wracam do moich starych przyzwyczajeń. Do leniwych poranków z kubkiem kawy i kotem (i Zbójem :) Czasem lepiej wstać wcześniej przed pracą i mieć czas pokiwać się na stołku do dźwięku skrzypiec niż podnieść się w ostatniej chwili i pędzić. Trzeba się po prostu nastroić nastrojowo... A potem nakarmić kota i przytulić Zbója i ruszać w świat. Tak to ja mogę :)))
A na dobry poranek przedstawiam cudowną galerię prac Renae Taylor:
http://renaetaylor.biz/gallery.html
Jak dobrze wstać skoro świt i powolnie łykać gorącą inspirację o smaku waniliowej kawy...
Dawno już tak nie było i cieszę się, że wracam do moich starych przyzwyczajeń. Do leniwych poranków z kubkiem kawy i kotem (i Zbójem :) Czasem lepiej wstać wcześniej przed pracą i mieć czas pokiwać się na stołku do dźwięku skrzypiec niż podnieść się w ostatniej chwili i pędzić. Trzeba się po prostu nastroić nastrojowo... A potem nakarmić kota i przytulić Zbója i ruszać w świat. Tak to ja mogę :)))
A na dobry poranek przedstawiam cudowną galerię prac Renae Taylor:
http://renaetaylor.biz/gallery.html
sobota, 31 lipca 2010
Różności
Bardzo jestem szczęśliwa, bo udało mi się wreszcie opublikować zdjęcia! Poprzednie dwie próby się nie udały (błąd systemu i inne informatyczne bzdury), więc podczas tej operacji wstrzymywałam oddech i zaciskałam kciuki... i jest:) No to teraz się rozpędzam i dodaję resztę moich owoców bezsenności:
-zakładki:
ta jeszcze nie zszyta i przed praniem, ale bardzo mi się podoba. co prawda "tournesols" to słoneczniki po francusku i we wzorze były żółte, ale takie nagietkopodobne bardziej do mnie przemawiały :)
- inne różności (też przed praniem i prasowaniem): Trochę nie mam jeszcze pomysłu do czego je wykorzystać, więc będę wdzięczna za sugestie:)
A teraz uciekam na Lubelska starówkę. Sobota dziś, i przeczuwam, że będzie się działo:)))
-zakładki:
ta jeszcze nie zszyta i przed praniem, ale bardzo mi się podoba. co prawda "tournesols" to słoneczniki po francusku i we wzorze były żółte, ale takie nagietkopodobne bardziej do mnie przemawiały :)
- inne różności (też przed praniem i prasowaniem): Trochę nie mam jeszcze pomysłu do czego je wykorzystać, więc będę wdzięczna za sugestie:)
A teraz uciekam na Lubelska starówkę. Sobota dziś, i przeczuwam, że będzie się działo:)))
Owoce bezsenności (się chwalę nieskromnie:)
wtorek, 27 lipca 2010
"5 nad ranem" (SDM) i mgła nad wąwozem...
Nie wiem co mi się porobiło ,ale nie mogę spać. Za to buszuję po sieci w poszukiwaniu inspiracji. Ostatnio padło na wszelkie blogi robótkowe i wnętrzarskie, jako że sama sobie wyszywam wieczorami. Zachwyca mnie wyobraźnia i kreatywność osób, które potrafią z niczego stworzyć małe dzieło sztuki. Na razie nie dorastam do tego poziomu, ale jak wiadomo "trening czyni mistrza", więc może za jakiś czas... :)Tak czy inaczej (jak tylko się nauczę dodawać zdjęcia) to się pochwalę moimi wytworami. Na razie na potęgę produkuje zakładki do książek, bo moja kotka mi je namiętnie gryzie i długo się nie ostają ;)))
A tak poza tym to w ramach rozwijania mojej działalności blogowej pozapisywałam się na "candy" u przodowniczek rękodzielniczej pracy. Może szczęście początkującego dopisze i uda się zgarnąć jakieś słodkości na dobry początek. Kto czyta niech trzyma kciuki!!! ;)
A tak poza tym to w ramach rozwijania mojej działalności blogowej pozapisywałam się na "candy" u przodowniczek rękodzielniczej pracy. Może szczęście początkującego dopisze i uda się zgarnąć jakieś słodkości na dobry początek. Kto czyta niech trzyma kciuki!!! ;)
czwartek, 22 lipca 2010
Nocne myśli
Środek nocy. Siedząc na balkonie z moim kotem patrzyłam sobie w gwiazdy i zastanawiałam się dlaczego ja je widzę a one mnie niekoniecznie... Widocznie tak to już jest. Są ci, którzy patrzą i ci, na których samemu patrzy się w zachwycie. Artyści, Poeci, Pisarze, Muzycy, Włoczykijowie wszelacy którzy wprawiają nas w osłupienie swoją bezczelnością w dążeniu do prezentacji własnych talentów. Znam całe mnóstwo osób, które potrafią pokazać swoje wnętrze i tworzyć nie oglądając się ciągle za siebie ze strachem "a jak mi nie wyjdzie?" czy "zrobię z siebie idiotę", czy "co ludzie pomyślą". Taki twórczy ekshibicjonizm bez ciągłego oceniania czy to, co się robi, jest czegoś warte w oczach innych. Bo przecież nie ma innej możliwości by się o tym przekonać jak tylko wyjść z szuflady i powiedzieć na głos: "to ja".
Zawsze zastanawiało mnie jak oni to robią. W ostatnie urodziny dotarło do mnie, że chyba się nigdy tego nie dowiem. Tak więc zrodziła się w sercu idea założenia bloga, żeby pokazać coś od siebie, a może nawet coś komuś dać. A przede wszystkim podzielić się mnóstwem inspiracji z których czerpię ja, Zielona Czarodziejka, a może zechce czerpać i ktoś inny.
Tak więc : "TO JA".
Zielona wiedźma, która serdecznie zaprasza do chatki w której zamieszkiwanej przez zachwyty małe i duże.
Kawa już się parzy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)